Korzystając z okazji, że jestem chora i zostałam chwilowo odciążona od maminych obowiązków, mogę coś tutaj napisać. Prawda jest taka, że godzenie roli matki z rolą blogerki (bo przecież to nie jest chyba tytuł zarezerwowany tylko dla sławnych blogerek?) jest cholernie trudnym zadaniem. Oczywiście, że nie ma rzeczy niemożliwych, jednak cenię sobie również odpoczynek i po całodniowym maratonie z dzieckiem, zwyczajnie mam ochotę posiedzieć przed tv i się polenić. Czasem też złapię za książkę, bo to jedna z lepszych form relaksu. Dlatego też moja aktywność na blogu wygląda tak, a nie inaczej. Nie będę oszukiwać ani Was ani siebie, że to się zmieni. Najprawdopodobniej będzie to wyglądać tak samo, a jak Laurka zacznie biegać i jeszcze mniej spać w dzień to może nawet się pogorszyć. Nie no.. nie będę tutaj snuć czarnych scenariuszy, postaram się jednak trzymać poziom. Lubię czasem coś napisać nawet jeśli to się zdarza tylko raz na miesiąc.
Chciałam dzisiaj napisać do Was o najważniejszej roli w moim życiu, czyli roli matki.
Zaczynając od początku, Laurka była dla nas zaskoczeniem. Nie jakimś ogromnym, bo planowaliśmy mieć dzieci, ale jednak, chyba zawsze jakieś tam zaskoczenie występuje. Od czasu, kiedy dowiedziałam się o jej istnieniu moja miłość z każdym dniem rosła. Uwielbiałam być w ciąży, głaskać brzuszek, rozmawiać do mojej córeczki, mobilizować ją do ruchów, bo każdy kopniak był wspaniałym uczuciem. Nie mogłam się doczekać kiedy moje upragnione dziecko przyjdzie na świat. Nie myślałam za dużo o porodzie, że będzie boleć, nie wiedziałam tak naprawdę co mnie czeka. Nie myślałam też o tym co będzie po porodzie, czy sobie w domu poradzę, czy będę się wysypiać. Dużo osób straszyło mnie, że będę chodzącym zombie, przynajmniej na początku. Nie obchodziło mnie to, chciałam, żeby Laura była już na świecie.
Mimo, że okres ciąży był najlepszym urlopem i wypoczynkiem w moim życiu to początki macierzyństwa, wpisując w nie zmęczenie, są najpiękniejszym okresem w moim życiu. Mogę podziwiać uśmiech mojej kruszynki, zawrotny proces rozwoju. Mogę cieszyć się tym, że już nigdy nie zostanę sama na świecie. Czuję, że będziemy najlepszymi przyjaciółkami, mam taką nadzieję. Będę się starać jak najlepiej wywiązywać z roli matki, tak aby Laurka miała do mnie pełne zaufanie.
Wielka odpowiedzialność za małego człowieka, to jest coś co na mnie teraz "ciąży". Uwielbiam tą myśl. Cieszę się, że jestem komuś tak bardzo potrzebna i nie przeraża mnie to. Jestem odpowiedzialna za to jak Laura zareaguje na jedzenie, bo to ja wybieram i decyduje co ma jeść. Za to jak długo będzie wierzyć w Świętego Mikołaja i czy w ogóle będę jej wciskać ten kit (no ba! oczywiście, że będę!). Do jakiej szkoły pójdzie. Jestem odpowiedzialna za to czy będzie potrafiła o siebie zadbać w przyszłości i czy nie będzie leniuszkiem. Czy będzie kochała książki, wyjścia na świeże powietrze, twórcze zabawy, czy też będzie ślęczała całe dnie przed komputerem i od 5 roku życia biegała do przedszkola ze smartfonem.
Od nas rodziców bardzo wiele zależy, powyższe punkty jak i wiele innych, które można byłoby wymieniać bez końca, składają się na sposób wychowania. Tak naprawdę to od nas w dużej mierze zależy na jakiego człowieka nasze dziecko wyrośnie.
Polska złota jesień. Gdynia 10.2015 |
PS. Dziękuje dziewczynom z blogów:
http://bellazpociagu.blogspot.ie
http://sercamamdwa.blogspot.com
za nominację do zabawy Liebster Blog Award, ale niestety chwilowo ledwo starcza mi czasu na napisanie zwykłego posta, więc jak znajdę go więcej, to odpowiem na Wasze pytania :)