sobota, 25 lipca 2015

9 miesięcy błogiego lenistwa

Zacznijmy więc od początku..
Pewnego październikowego poranka strasznie mnie zemdliło, a że czasem miałam różne problemy trawienne to nie przejęłam się tym bardzo. Mdliło mnie tak strasznie od rana do południa, że nie mogłam się ruszać i absolutnie nic zjeść. Drugi dzień wyglądał tak samo. Trzeciego dnia, jak już schemat się powtórzył, postanowiłam udać się do apteki po test ciążowy. Nie chciało mi się za bardzo wierzyć, że jestem w ciąży, nie jeden test wcześniej robiłam i nic. Ale musiałam się upewnić.
Sikam sobie, spokojnie odczekuje 5 minut, będąc pewną, że po raz kolejny zobaczę jedną kreskę. Odwracam test i moim oczom ukazują się magiczne dwie kreski... Krew w żyłach zaczęła jakby szybciej krążyć, ciśnienie raptownie mi podskoczyło, serce zaczęło walić jak oszalałe. No cóż, trzeba chwilę ochłonąć, zejść na dół i przekazać radosną nowinę. Szanowny małżonek nie chciał mi uwierzyć, ale na dowód moich racji pokazałam mu test. Tak dowiedzieliśmy się, że pod moim serduszkiem kiełkuje fasolka na piękną i zdrową dziewczynkę.

Całą ciąże przeszłam spokojnie, bez żadnych komplikacji. Do końca czułam się świetnie, byłam na chodzie. Mimo to dużo odpoczywałam, bo miałam na to ochotę i próbowałam wykorzystać ten spokojny czas, bo wiedziałam, że początki macierzyństwa do łatwych nie należą. Miałam rację, ale i tak nie zamieniłabym tych chwil na nic innego. Tak w ogóle strasznie szybko minęła mi ta ciąża, pamiętam to wszystko jakby działo się w przyspieszonym tempie, coś niesamowitego.
Tymczasem na spokojnie kompletowaliśmy wyprawkę, odwiedziliśmy rodziców w Anglii i czekaliśmy na ten najważniejszy w życiu dzień.

Aż tu nagle dnia 24 maja zaczęłam czuć jakieś dziwne regularne twardnienie brzucha...


2 komentarze:

  1. Przyjemna spokojna historia. Ciekawa odskocznia od tych publikowanych u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, kochana żono, ciekawe było też to, że po zrobieniu testu w weekend musieliśmy czekać aż do poniedziałku, aby udać się do lekarza potwierdzić :P I, że zaczęłaś rodzić na ulubionym kabarecie :)

    OdpowiedzUsuń