Będąc w ciąży, byłam przygotowywana przez znajomych i rodzinę, że będę miała z głowy przespane noce, na długo. Mówili mi, że mam odpoczywać na zapas. Czytałam wpisy i komentarze dziewczyn, które już urodziły, jak to muszą posilać się kawą codziennie po kilka razy, bo inaczej nie przetrwałyby do wieczora. Odpoczywałam więc ile się da i byłam przygotowana...
Gdy Laurka się urodziła, tydzień spędziłyśmy w szpitalu. Kazali mi wybudzać ją na karmienie co 3 godziny, potem co godzinę z powodu żółtaczki fizjologicznej. Gdyby nie to, krasnalek przesypiałby całą dobę. Wiadomo, taki maluszek jest jeszcze zmęczony po porodzie.
Przez pierwsze 3 miesiące malutka w nocy budziła się na karmienie 2-3 razy. Trochę trzeba było ją nosić, namęczyć się żeby usnęła, ponieważ miała kolki. Najlepiej zasypiało jej się na rękach w pozycji pionowej. Wtedy był problem z odłożeniem. Czasem po kilka razy próbowaliśmy.
Po trzech miesiącach kolki przeszły jak ręką odjął. Już spacery stały się przyjemne, bo nie darła się jak opętana i można było ją choć na trochę odłożyć.
Przyszła noc, po której rano ja się obudziłam szybciej niż ona. Oczywiście kilka razy musiałam zajrzeć od łóżeczka, czy wszystko z nią w porządku. Wtedy jeszcze łóżeczko stało u nas w pokoju.
Pomyślałam sobie, że to pewnie jednorazowa nocka w takim stylu. Spać jej się chciało, ok. Wtedy jeszcze karmiłam piersią i to one najbardziej cierpiały rano. Cycki mnie budziły, nie córka.
Po tej nocce była kolejna taka udana, kolejna również i następna. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Nie słyszałam o dziecku, które przesypiałoby w takim WIEKU 12-13h! Bez żadnej pobudki. Bez problemu można było ją odłożyć. Wszyscy zazdrościli, nie wierzyli. Złote dziecko!
Przyszedł dzień, a raczej noc, podczas której czar prysł. Ja nawet nie pamiętam tej nocy, gdy zaczęła się budzić! Pewnie myślałam, że to jednorazowy wyskok - jak wcześniej.. Nie, tym razem również nie. Przed tymi nieszczęsnymi nockami wyszły jej dwie dolne jedynki. Nie było żadnego marudzenia, noce przesypiała super, więc nawet nie wiedziałam, że coś tam się szykuje. Znalazłam je przez przypadek, gdy chciała odgryźć mi palec. Dopiero, kiedy ząbki wyszły w całości to przestała spać. Gdzie logika? Miała wtedy 5,5 miesiąca.
Tydzień temu skończyła 8 miesięcy i kolejnych zębów nie ma nawet śladu. Do tej pory śpi tak, że teraz to faktycznie, jestem chodzącym zombie. Kawa nie działa. Potrafi budzić się co 1-2h - to już skrajny przypadek, ale zdarza się często. W lepszym wypadku co 3h.
Staram się analizować sytuację. Może na wyrost, może powinnam przeczekać, ale chce mi się spać!
Stan faktyczny:
- usypia na rękach (ze smoczkiem, bujam ją - zaczęła już wyginać się i wyrywać przy tym mimo, że jest bardzo śpiąca)
- budzi się z płaczem (Czasem wystarczy, że przyjdę, powiem tylko że jestem, pomogę jej położyć się na bok, daję smoczek i idzie dalej spać. Jednak często jest tak, że muszę wyciągać ją z łóżeczka, przytulać, poczekać aż zaśnie, odczekać trochę i wtedy odłożyć - wszystko trwa pół godziny, po czym kładę się do łóżka i za minutę słyszę ryk...)
- ostatnia drzemka jest maksymalnie do 16:00 (ona zawsze jest już śpiąca 2 godziny od pobudki)
- chodzę na boso, na palcach (boję się ją obudzić jak już się namęczę, żeby zasnęła)
- na noc pije mleko lub je kaszkę (obojętnie co wciągnie, rezultat taki sam)
Oczywiście nie wiem co jest przyczyną niespokojnego snu mojej córki, ale jak każdy, snuję domysły.
Wnioski, moje przypuszczenia:
- skok rozwojowy (teraz jest ponoć ten najdłuższy i najcięższy, który trwa 5 tygodni - jednak problem pojawił się u nas dużo wcześniej)
- lęk separacyjny (co prawda on się przynależy do wcześniejszego skoku rozwojowego, ale wiadomo, każde dziecko rozwija się w swoim tempie)
- ząbkowanie (jeśli to jest przyczyną, to znaczy, że zęby idą baaaaaaaaaaaaaaardzo powoli)
- usypianie na rękach (może się budzi i zaczyna płakać, gdy zorientuje się, że wcześniej mama była, a teraz jej nie ma)
Dzisiaj więc postanowiłam, że muszę przyzwyczaić ją do samodzielnego zasypiania. Innych pomysłów, jak zaradzić tej sytuacji, nie mam. Zamierzam robić to stopniowo, ponieważ malutka zaczyna histerycznie płakać, gdy widzi tylko, że oddalam się od łóżeczka choćby na krok. Usnęła dzisiaj w łóżeczku dwa razy, trzymając mnie za rękę. Zobaczymy jak nam dalej pójdzie.
A jak u Was to wygląda? Jak się ma usypianie dziecka do przespanych nocek w Waszym przypadku? Czekam na trochę odpowiedzi, bo naprawdę jestem ciekawa w jakim stopniu jest to powiązane.