piątek, 29 kwietnia 2016

Baby Design: Dotty, Mini, Cookie - moje spostrzeżenia

Nasza przygoda z firmą Baby Design zaczęła się niewinnie, całkiem przypadkowo. Będąc w ciąży kilkanaście razy zmieniałam decyzję dotyczącą kupna konkretnego modelu wózka. Gdy wybrałam już taki, który mi odpowiadał i byłam pewna na sto procent, że go bierzemy to nagle wpadał mi w oko zupełnie inny wózek. 

Koniec końców wybraliśmy Baby Design Dotty 2w1.



Wybór padł na wózek tej firmy, ponieważ dużo lżej i swobodniej prowadziło mi się go po sklepie niż wózki konkurencji. Dodatkowo bardzo spodobał mi się design i spory wybór kolorystyczny. 
Rodziłam pod koniec maja, a ten model był nowością na rynku. Zamówiliśmy więc i czekaliśmy na dostawę. W zasadzie otrzymaliśmy go w ostatniej chwili i niestety nie w tym kolorze jaki chcieliśmy (szary + turkus). Tu się trochę zawiodłam, ponieważ chciałam mieć ten wózek również ze względu na kolorystykę. Dostaliśmy wybór: brązowy, granatowy lub zwrot pieniędzy. Z racji tego, że córeczka była już na świecie, musieliśmy brać co było. 

Tak czy inaczej, w mojej opinii, wózek jest ślicznie wykonany. Połączony jest dwoma odcieniami (ten kontrast bardzo mi się podoba) z dodatkiem uroczych kropeczek na jaśniejszej części. 
Wózek jest masywny, co zawsze kojarzy mi się z porządnym wykonaniem. Mimo tego jest bardzo zwrotny, lekko i przyjemnie się go prowadzi. Noo.. może nie pod górę, bo jednak swoje 15 kg (spacerówka) waży + 10 kg dziecko. 
Posiada duże pompowane koła, więc sprawdza się również na trudniejszych terenach. 
Do wózka otrzymaliśmy torbę, pompkę do kół oraz folię przeciwdeszczową. Moskitierę i parasolkę musieliśmy sobie dokupić. 
Plusem w tym modelu jest duża torba. Wydaję mi się, że w Baby Design Husky jest mniejsza. Jest to istotne, bo nawet w tą ledwo się mieszczę, a ma chyba tysiąc przegródek i sporo miejsca. 
Nagadałam się o torbie, a przed opublikowaniem posta zorientowałam się, że na zdjęciach jej nie ma. Także... zobaczcie sobie w necie. ;)


Gondolę użytkowaliśmy ponad 6 miesięcy i byliśmy zadowoleni, Laura chyba też. Najbardziej podobało się jej, że można było podnieść zagłówek, dzięki czemu miała lepsze pole widzenia. 

W końcu nastał dzień, kiedy Laurka przestała mieścić się w wózku dla małych niemowlaczków i trzeba było ją przerzucić na spacerówkę. 


Na szczęście jest opcja całkowicie płaskiego położenia, bo malutka jeszcze wtedy sama nie siadała. Są 3 stopnie położenia oparcia. 
Rączka w wózku jest regulowana, w zależności od wysokości kierowcy. Nie można przełożyć jej na drugą stronę, ale spacerówkę można zamontować obustronnie, kiedy dziecko chce bardziej podziwiać świat niż patrzeć na rodziców. 
Torba na zakupy jest spora, zapinana na zamek. Zamknięcie jest siateczkowe, więc widać co jest w środku, dla mnie ok. 
To był dobry zakup. Jednak jak już pisałam, wózek masywny, 15 kg, a ja sama ważę niewiele więcej.. więc chciałam dodatkowo kupić spacerówkę, która będzie dużo lżejsza, nie wydając przy tym fortuny. 

Przypadkowo w sklepie natrafiłam na Baby Design Mini




Nie planowałam tego i nie szukałam niczego akurat od nich. Sam wpadł mi w ręce i świetnie się go prowadziło. Patrząc na cenę, zbyt długo się nie zastanawiałam, musiałam go mieć. 
Jest lekki (7 kg) i zwrotny. Znowu design mnie nie zawiódł, duża gama kolorystyczna. Dodatkowo obrazeczki, które tylko dodają uroku. Kosz na zakupy, jak na małą, kompaktową spacerówkę, naprawdę spory. Tacka dla rodziców zamontowana przy rączce (możliwość ściągnięcia). Pakowna kieszonka z tyłu wózka. Na koniec rzecz, która jest według mnie bardzo przemyślana i daję za to ogromnego plusa: dodatkowo powiększana budka, co chroni przed słońcem czy wiatrem. Parasolka dzięki temu jest tu niepotrzebna i szczerze mówiąc byłaby dużo mniej wygodna w użytkowaniu. 
Co prawda używamy tego wózka dopiero przez miesiąc, ale ja już wyrobiłam sobie opinię na jego temat. Jest świetny! Lepiej, za tą cenę, naprawdę nie mogłam trafić. 

Na krzesełko do karmienia też trafiłam przypadkiem. Przeszukiwałam internet w celu owego zakupu i natrafiłam na to cacko. Mnie się znowu bardzo spodobał design, w różnych kolorach. Najbardziej przypadł mi do gustu turkus (gdyby nie Dotty, to wszystko byłoby w turkusie). Dopiero po przeczytaniu opisu okazało się, że to Baby Design Cookie




Nie sprawdzałam w sklepie, brałam w ciemno. Nie żałuję, choć w tym przypadku mam jedno zastrzeżenie. W zasadzie nie mam porównania, dotąd nie testowaliśmy innych krzesełek. W tym modelu kółka są tylko po jednej stronie, do tego nie jeżdżą zbyt płynnie. W sumie kiedy chcę je przenieść do innego pomieszczenia wolę zatargać poprzez podniesienie niż podjechanie nim. Jednak krzesełko ma swoje stałe miejsce w domu, więc to dźwiganie nie zdarza się często. 
Od naszego przenoszenia, przesuwania, starł się przedni napis. Co oczywiście nie odejmuje mu funkcjonalności. 
Pokrycie łatwo się czyści. Możliwe jest ściągnięcie tacki, aby dokładniej ją wyczyścić. Całą tackę, tzn. przód można ściągnąć, wtedy zostaje samo krzesło, bez stolika. O tym, że są pięciopunktowe pasy chyba nie muszę wspominać? Oparcie i wysokość są regulowane - 3 stopnie. 
Pod krzesełkiem znajduje się duży kosz - w naszym przypadku na zabawki i śliniaki. 

Trochę tego wyszło, ale zależało mi żeby wszystko znalazło się w jednym poście. 
Podsumowując jestem zadowolona z produktów jakie tworzy Baby Design. Firma bardzo wpasowała się w mój gust. Funkcjonalność też na bardzo dobrym poziomie. 

Także dla mnie zdecydowany HIT!

PS. Założyłam stronę na Facebooku, aby na bieżąco informować Was o nowych postach. Jeśli polubicie zrobi mi się naprawdę miło!

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

5 kroków do zdrowego odżywiania

Jeszcze kilka lat temu nie zastanawiałam się nad tym co jem. Nie czytałam składu produktów, które kupuję, do czego teraz bardzo wszystkich zachęcam. Mimo coraz większej świadomości ludzi, znajdą się jeszcze tacy, którzy kupują wszystko jak leci myśląc, że skoro dopuszczono to do sprzedaży to jest zjadliwe i krzywdy przecież nie zrobi!
Układ pokarmowy jest moim zdaniem trochę jak centrum dowodzenia naszego organizmu. Dużo różnych dolegliwości można przypisać nieprawidłowej diecie.

U mnie z tą dietą różnie aktualnie bywa, nie jestem jakimś chodzącym przykładem. Ale jestem świadoma i wiem co zjadam, nawet jak skuszę się na ciasteczka sklepowe. Zawsze jednak czytam skład i staram się wybrać te z najmniejszą ilością syfu (zawsze coś).
Staram się by było lepiej, bo wiem jak to na mnie działa. W okresach gdy odżywiam się naprawdę zdrowo kończą się moje migreny, bóle brzucha, problemy trawienne, mam więcej energii i generalnie tryskam radością.

Przejście na zdrową dietę nie jest łatwe. Ja wyznaję metodę małych kroczków, którą polecam wszystkim, którzy proszą mnie o radę.



1. Jedz 5 posiłków dziennie

Ważne jest by jeść regularnie, w podobnych odstępach czasu. Wliczając w to 3 główne posiłki: śniadanie (najważniejszy posiłek dnia), obiad i kolacja. Dodatkowo 2 mniejsze tj.: drugie śniadanie i podwieczorek.

2. Pij wodę

Nie wiem skąd jest to hasło: WODA ZDROWIA DODA, ale jest bardzo prawdziwe. U mnie z tym jest największy problem niestety, nie przepadam za czystą wodą i zmuszam się by ją pić. Czuję jednak jakie są efekty.

Ostatnio cierpiałam przez 1,5 tygodnia! z powodu migreny (przychodziła i na chwilę odchodziła, żeby znów mnie odwiedzić kolejnego dnia). Wody nie piłam wcale, może 2 herbaty dziennie. Przy małym dziecku wbrew pozorom nie jest to takie proste, bo zwyczajnie o tym zapominam. Jednak wypijając odpowiednią ilość wody czuję się znacznie lepiej.
Proponuję zacząć od szklanki wody z cytryną wypijanej na czczo (30 minut przed śniadaniem).
Nie popijaj w trakcie posiłku, zaraz po, ani tuż przed.

3. Zrezygnuj z cukru

Biały cukier nie jest nam do niczego potrzebny. Jeśli nie możesz obejść się bez słodyczy, istnieją zdrowsze zamienniki, jak np. ksylitol (cukier brzozowy), stewia czy miód. Polecam robienie domowych słodyczy - zdecyduj sam/a z jakich składników będą Twoje słodycze. 

4. Stop fast food'om

Jedzenie, które nie psuje się przez sto lat, tym bardziej nie jest Ci do życia potrzebne. Zdecydowanie lepiej wyjdziesz na tym, jeśli zrobisz sobie domowe burgery czy pizzę. Smak o wiele lepszy i dużo zdrowiej. Oczywiście dodając do tego maksymalną ilość warzyw.

5. Jedz warzywa i owoce 

Najlepiej by było, gdybyśmy dodawali warzywo lub owoc do każdego posiłku - z przewagą warzyw. Wbrew pozorom nie jest to trudne. Do kanapki pomidor, rzodkiewka czy kiełki, do owsianki jabłka, a między posiłkami można schrupać marchewkę czy kalarepę. Koktajle i świeżo wyciskane soki też są świetnym posiłkiem.
Energię na cały poranek (jak głosi hasło reklamowe) zaczerpniesz raczej z owocowego koktajlu z dodatkiem kaszy jaglanej aniżeli z masła czekoladowego. 

Życzę Wam wszystkim wytrwałości w dążeniu do celu, niezależnie od tego jakie macie. Bądźcie zdrowi i szczęśliwi jedząc smacznie i wartościowo! 



*Powyższe wytyczne nie są poradami specjalistycznymi, nie jestem dietetykiem.

czwartek, 21 kwietnia 2016

Jak zatrzymać w pamięci najpiękniejsze chwile

Wielkimi krokami zbliżamy się do urodzin naszej córeczki. Prawie rok minął od jej narodzin. Niesamowite! Czas nam tak szybko zleciał. Chcielibyśmy zatrzymać w pamięci każdą minutę z życia naszego dziecka, aby zachować je na pamiątkę. Wiadomo jednak, że pamięć ma ograniczoną pojemność, a nasze życie jest długie. Należy więc, zrobić coś, aby w inny sposób zachować najwspanialsze momenty i do nich wracać. 
Ten post jest dedykowany takim sentymentalnym rodzicom jakimi jesteśmy my. 

Mamy kilka sposobów, pomagających zatrzymać piękne chwile w pamięci.


1. ZDJĘCIA




W dzisiejszych czasach to nie problem cyknąć fotkę. Mamy telefony z aparatem, które zawsze są pod ręką. Założę się, że tak jak i ja macie mnóstwo zdjęć swoich pociech. 
Kiedyś, jak ja byłam mała, nie było takich możliwości. Był aparat, klisza, z określoną ilością zdjęć i brak podglądu. Jednak trochę albumów z dzieciństwa się nazbierało. Niektóre rozmazane, źle wykadrowane, ale każde niesie ze sobą swoją historię i to jest piękne. 
Uwielbiam oglądać swoje zdjęcia, właśnie w takiej formie. Chcę, żeby moje dziecko również miało taką możliwość. Mamy więc albumy i co jakiś czas wywołujemy najpiękniejsze zdjęcia.


2. ALBUM MOJEGO DZIECKA



Super sprawa. W naszym wydaniu jest mnóstwo ciekawych rubryk do wypełnienia. 

  • Ulubione zabawy, powody płaczu i śmiechu.
  • Jak spędzam dzień mając 3, 6, 12 miesięcy.
  • Wizyty u lekarza.
  • Schemat kiedy wyszły mi ząbki.
  • Drzewo genealogiczne, z miejscami na zdjęcia.
  • Co było na topie, gdy się urodziłam (książki, muzyka), jakie były ceny w sklepach.
  • Wzrost i waga w określonym miesiącu.
  • Moja pierwsza uroczystość.
  • Moje pierwsze urodziny.
  • Pierwsze wakacje. 
  • Kiedy zrobiłam coś pierwszy raz.
  • Miejsce na odcisk dłoni i stopy.
  • Kopertka do włożenia kosmyka włosów.
  • Wyznaczone miejsca na wklejenie zdjęć. 

Pewnie jeszcze wiele innych rzeczy, które pominęłam. Uwielbiam uzupełniać ten album!


3. PIERWSZY ROCZEK




Ten dziennik dostałam w prezencie. Od razu, gdy go zobaczyłam, wiedziałam, że będę zapisywać codziennie wydarzenia związane z moją córeczką. 
Jest to wydane w formie kalendarza z miejscem do notatek. Każdego dnia można napisać kilka krótkich zdań. 
Ja piszę w formie pierwszoosobowej, ale w imieniu Laurki. Niektóre wpisy są dość zabawne, niektóre mogą wydać się nudnawe (jednak dzień po dniu nie robimy spektakularnych rzeczy). Myślę sobie, że będzie to dobra pamiątka. Ja osobiście z chęcią bym teraz przeczytała sobie taki dziennik i dowiedziała się co porabiałam mając kilka miesięcy. Zobaczymy, czy Laurka uzna to za równie ciekawą pamiątkę. 

A Wy, jaki macie sposób, aby zatrzymać chwile? 

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rodzinny dzień - dziecko w restauracji

Odnośnie ostatniego posta: byłam u chirurga, który nie znalazł przepukliny (powiedział, że mogę mieć skłonności, bo mięśnie słabe - mam ćwiczyć!), usg też nie wykazało przepukliny. Oczywiście jest to dobra wiadomość, pytanie co wyczuła pani doktor? Na razie jestem na takim etapie diagnozowania, co dalej, okaże się.

Nie chcę się skupiać na powyższym, dlatego szybko zmieniam temat.

Uwielbiam spędzać czas z moją rodziną. Mama, tata i dziecko. Najpiękniejsze chwile, które chcę na zawsze zapisać w swojej pamięci. Z tego też względu wszystko fotografuję. Moje dziecko ma 10,5 miesiąca, a na komputerze i w telefonie ma już jakieś MILION zdjęć. Uwielbiam robić zdjęcia, a szczególnie JEJ (chociaż nie zawsze jest to łatwe zadanie).

Wszystkie większe czy mniejsze uroczystości staramy się celebrować. Dzisiaj świętowaliśmy imieniny tatusia. Wybraliśmy się do restauracji nad morzem w Gdyni. To był pierwszy wypad z dzieckiem do restauracji. Laura ostatnio jest na etapie wrzeszczenia i piszczenia na cały regulator jak tylko coś jej się nie spodoba. Istniało więc prawdopodobieństwo, że w knajpie również pokaże na co ją stać - szczególnie jak nie dostanie szybko jedzenia!

Ostatnio trafiłam na artykuł (niestety nie podam źródła, bo nie zapisałam i nie pamiętam), gdzie autor pisał, że jeśli rodzic nie potrafi zapanować nad swoim biegającym i wrzeszczącym dzieckiem, powinien zostać z nim w domu bądź chodzić do miejsc przeznaczonych typowo dla dzieci, czy też rodzin z dziećmi. Komentarze pod artykułem były podzielone, ale większość przyznała rację autorowi. Tak więc mogę sobie tylko wyobrazić co ludzie o nas myślą, kiedy chcą odpocząć w restauracji, zrelaksować, a przy stoliku obok dziecko im się drze.
Może powinnam się tym przejąć, postresować? Nie, nie czuję takiej potrzeby. Jestem wolnym człowiekiem i będę chodziła z moim dzieckiem tam gdzie mi się podoba. Pilnując żeby jednak nie wchodziła obcym ludziom do talerzy.

Ostatecznie Laura bardzo dobrze się bawiła, była grzeczna. Krzyknęła może ze 3 razy, gdy ociągałam się z podaniem jej łyżeczki wypełnionej pysznym obiadem. Poza tym trafił mi się bardzo towarzyski egzemplarz. Córcia uwielbia wyjścia, kontakt z ludźmi. Nie wstydzi się, co mnie bardzo cieszy. 
Podsumowując dzień oceniam bardzo pozytywnie. Mimo słabej pogody (w kwietniu zawsze liczę na coś więcej), świetnie się bawiliśmy i najważniejsze, byliśmy RAZEM! 



piątek, 8 kwietnia 2016

Koleżanka przepuklina zawitała u mamy

Szczerze mówiąc byłam pewna, że od dźwigania mojego największego szczęścia dorobię się prędzej garba, wypadnie mi dysk czy też spotkają mnie jakieś inne dolegliwości związane z kręgosłupem. 
Nie spodziewałam się, że padnie jednak na ... przepuklinę! Przepuklina, serio? Mając 10-miesięczne dziecko? Jak ja mam teraz się zajmować moją córką, skoro nie mogę dźwigać, a mała nie umie jeszcze chodzić?

Trzeba wyjąć z łóżeczka i włożyć z powrotem kilka razy dziennie.
Przewinąć. 
Posadzić na fotelik do karmienia.
Posadzić do wózka.
Wózek wciągnąć po schodach, gdy chcemy iść na spacer (15 + 10 kg).
Znieść i wnieść po schodach w domu z milion razy dziennie.
Wykąpać. 
Przenieść śpiącą córkę do łóżeczka.

To są podstawowe codzienne czynności. Dodatkowo znajdzie się jakieś podnoszenie i pocieszanie po upadku lub po prostu gdy dzieciątko marudzi i chce do mamy. 

Na szczęście mam męża, który w całej sytuacji bardzo mi pomaga. Mieszkamy z teściową na którą też zawsze mogę liczyć. Zdarzają się jednak dni, gdy jesteśmy całkiem same i musimy sobie radzić. Nie ma że boli.. 

Jestem na początku drogi z moją kumpelą przepukliną. W poniedziałek dowiemy się co dalej będzie działo się z koleżanką. 

Nie wiem jak Wam, ale mi ciężko jest być od kogokolwiek aż tak zależną. Nie wiem jak to będzie po ewentualnej operacji, gdzie kompletnie nie będę mogła podnieść małej przez jakieś 3 miesiące (z tego co wyczytałam).




Oby do poniedziałku, bo czekanie jest najgorsze!