Aktualnie jestem ekspertką w tym temacie. Tej zimy moje usta potrzebowały częstego i porządnego nawilżenia. Przetestowałam sporo mazideł i podzielę się z Wami moją opinią na ich temat.
1. Vaseline Aloe Vera
Wazelina jest chyba jednym z najtańszych, najbardziej wydajnych mazideł jakie znam. Pytanie czy skuteczna?
Bardzo dobrze natłuszcza w momencie, gdy mamy ją na ustach. Ja wazelinę używam tylko gdy jestem w domu, żeby nie świecić na dworze. Jednak dokładnie rozprowadzona, może być piękną ozdobą ust.
Nie ma raczej żadnego specyficznego zapachu. Lepiej ust nie oblizywać. Ja osobiście niespecjalnie lubię posmak jakiegokolwiek mazidła. Rozsmarowuje się ją palcem. Jest bardzo wydajna, pewnie starczyłaby mi na 2 lata, gdybym nie zostawiła jej u mamy w UK.. Jeszcze do mnie wróci.
Na zastępstwo kupiłam sobie mniejszą wazelinkę.
2. Wazelinka do ust "na wycieczkę" FLOS-LEK
Ta wazelina z kolei pachnie kokosem. Nie przepadam za takim zapachem, ale nie było specjalnie wyboru, zresztą nie uprzedzili na opakowaniu. Ma konsystencję bardziej stałą niż Vaseline (może dlatego, że jest pełne opakowanie). Kupiłam ją tylko po to, by mieć wazelinę na zastępstwo, ale już tego nie zrobię. Niespecjalnie przypadła mi do gustu.
3. Neutrogena - ochronny sztyft do ust
Kiedyś mój ulubieniec. Teraz, gdy wypróbowałam już wiele specyfików, ten odsunął się trochę w cień. Bardzo mi odpowiadał, gdy nie miałam aż takiego problemu ze spierzchniętymi ustami. W tym przypadku nie bardzo daje radę, a na pewno mniej niż mój no1, który pojawi się na końcu tej listy.
Ta pomadka mogłaby się nadać też dla mężczyzn, gdyż po jej użyciu usta się nie błyszczą. Nie mają odpowiedniego dla mnie "poślizgu". Ja lubię czuć, że mam mazidło na ustach, bo wtedy nie czuję tej suchości.
Po Tisane sięgnęłam po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii w internecie. Dziewczyny piszą, że jest najlepszy, bo naturalny na bazie miodu i idealnie nawilża. Najpierw nabyłam ten w słoiczku i byłam zachwycona efektem. Usta mięciutkie, świetnie nawilżone. Brak połysku, bo to w końcu nie błyszczyk. Ogromnym plusem jest smak! Jedyna pomadka, która jest słodka, nie czuć sztuczności. Sięgnęłam również po sztyft, bo w końcu jest to wygodniejsza forma. Sztyft jest ok pod warunkiem, że znajduje się w odpowiedniej temperaturze (zresztą jak pewnie większość pomadek). Gdy jest za gorąco to się roztapia, gdy za zimno ciężko jest posmarować usta. Zachwyt nad Tisane ulotnił się, gdy wypróbowałam kolejne cudo.
5. Carmex
Pierwsze opakowanie kupiłam 2 lata temu, w momencie gdy moje usta nie potrzebowały rozpaczliwie pomocy. Nie byłam specjalnie zadowolona, gdyż po nałożeniu odczuwa się chłód i nieprzyjemne (jak dla mnie) mrowienie. Nie zwracałam szczególnej uwagi na działanie. Po 1,5 roku przeprosiłam się z Carmexem i uwielbiam jego działanie. Usta na długo są nawilżone, błyszczące. Gdy nie jem i nie piję utrzymuje się naprawdę długo. Polecam szczególnie te w tubce. W sztyfcie kompletnie mi nie pasuje, jakby zupełnie inna konsystencja. Usta się w tym przypadku już nie świecą i gdy je posmaruję mam poczucie jakbym sobie nałożyła grubą warstwę szczypiącego kremu. Obawiam się, że go nie wykorzystam do końca. Carmex jest też dostępny w słoiczku, ale tego jeszcze nie próbowałam.
To jest moje zestawienie, jednak zdaję sobie sprawę, że jest to niewiele wśród tych wszystkich produktów, które obecnie znajdują się na sklepowych półkach. Może poleciłybyście mi coś wartego przetestowania?
Carmex zawsze działa :)
OdpowiedzUsuńanothermyowninspiration.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń